Wyobraź sobie przez chwilę: jesteś jednym z kapitanów w zorganizowanej grupie przestępczej. Pod tobą rozpościerają się sieci kilkunastu mniejszych grup, zaangażowanych w określone zadania. Jedni zajmują się produkcją, dajmy na to narkotyków. Mają chemików, pakowaczy. Towar odbiera i transportuje inna grupa, która specjalizuje się tylko w niepostrzeżonym przemieszczaniu zapasów z jednego miejsca w drugie. Na miejscu czeka na nich jakiś hurtownik. Też twój człowiek. To od niego detaliści odbierają towar i dostarczają go do konsumenta. Po drodze pośredniczy w tym cała masa kurierów, mułów, pośrednich sprzedawców. To nie koniec, bo przecież z tego interesu są pieniądze. Sprzedawcy końcowemu zostaje każdego dnia pakiet gotówki, bo kto by płacił za proszek przelewem. Kasa nie wróci tą samą drogą, nikt nie jest aż tak głupi. Pieniądze odbiera twój zaufany. Ubrane i umyte (sic!) słupy lokują je za niewielką opłatą na rachunki złożone niewiele wcześniej – w końcu są jednorazowego użytku. Potem wędrują z konta na konto, wszystkie założone przy niewielkiej pomocy kompletnie nie znanych ci ludzi z zupełnie innej branży. Znają się na tym a ty nie, więc nie szkoda ci zapłacić. Kapitanowie odbierają je gdzieś, gdzie nikomu nie przyjdzie do głowy ich szukać. A potem trafiają do ciebie, pomniejszone o poszczególne usługi, opłaty manipulacyjne, prowizje i różnorakie „podatki”, ale wciąż pokaźne.
Szczęściarz. Stanowicie grupę. Mocno ze sobą związaną, bo każdy wie, że wpadka oznacza więzienie. Każdemu zależy na tym, aby grupie się udało. Sieć powiązań, skierowana na sukces finansowy i zmotywowana do utrzymania tajemnicy znacznie bardziej, niż w zwykłych relacjach międzyludzkich.
Powiedz – czy z tak przebiegłą i zdeterminowaną personą jak ty, albo twoi ludzie, można wygrać?
Kilkadziesiąt lat temu ktoś wymyślił, że aby walczyć z przestępczością zorganizowaną, trzeba utworzyć sieć wymiany informacji, która będzie tak szybka i tak treściwa, że nie straszna będzie służbom odległość czy czas, który upływa. Sieć dzierżąca w swoich rękach przetworzone i dostosowane do potrzeb i warunków informacje, gotowa do podzielenia się nimi w każdym momencie. Niewiele później zaczęto szkolić niektórych funkcjonariuszy służb tak, aby byli gotowi wymieniać się informacjami, bez względu na terytorium, język czy metody pracy. Powstał pewien uniwersalny, ponadgraniczny język, dzięki któremu transfer wiedzy stał się możliwy. Prawidła, zrozumiałe dziś dla grupy ludzi, szkolonej w bardzo specyficzny sposób – analityków kryminalnych.
Niestety – sieciowy potencjał tej dziedziny zdaje się dziś w Polsce całkowicie niewykorzystany. Analitycy pracują w pojedynkę, mierząc się z nawałem danych kryminalnych, nad którymi powinni pracować w wielofunkcyjnych, elastycznych zespołach. Przygotowują analizy, które żyją tylko tak długo jak długo toczy się sprawa, a potem umierają w pokrytym kurzem archiwum, nawet jeśli potencjał tkwiący w użytych do analizy danych lub w samych wnioskach analitycznych, daleko wykracza poza śledztwo.
Takie mamy prawo – można by rzec. A my powiemy inaczej – takie mamy niepisane praktyki, bo przecież analizy kryminalnej ze świecą szukać w obowiązujących przepisach prawa. To źle – bo brakuje kwestii porządkujących status analizy kryminalnej w polskich organach ścigania. Ale i dobrze – bo jeszcze mamy szansę zrobić wszystko tak jak trzeba. Byleby od początku.