Ni rzemiosło, ni profesja. Część II

Artykuł ten jest kontynuacją poprzedniego wpisu pt. „Ni rzemiosło, ni profesja. Część I”.

Analitycy rzadko kiedy prowadzą akademickie dyskusje, gdyż sami siebie postrzegają jako praktyków, ludzi czynu. „Co za różnica – rzemiosło czy profesja” – powie część z nich – „Pracujemy zwykle w zhierarchizowanych strukturach służb czy cywilnych organów ścigania i wykrywania przestępczości. Wykonujemy polecenia i nie nasz to interes za kogo nas uważają”. A jednak różnica, pomiędzy postrzeganiem analityków danych za profesjonalistów czy rzemieślników, niesie wiele znaczących implikacji związanych z zarządzaniem personelem analitycznym. Zobaczmy.

Jak pisaliśmy wcześniej, rzemieślnicy nabywają wiedzy i doświadczenia przeważnie poprzez czynne praktykowanie zawodu. Z kolei profesjonaliści korzystają z dobrodziejstwa instytucji naukowych, systemowych praktyk zawodowych czy programów certyfikujących. Analityk danych z organów ścigania, stojący niejako „w rozkroku” pomiędzy jednymi a drugimi, jest zwykle – owszem – certyfikowany. Raz, na początku swojej kariery, kiedy to właściwie jeszcze nic nie umie. I ze świecą szukać takiego, który zadowolony jest z dalszego systemu szkolenia. Prawda jest taka, że mocodawcy analityków nie tylko nie wiedzą jak ich szkolić, ale czasem wręcz uważają, że nie ma takiej potrzeby. Bo przecież rzemieślnik nauczy się wszystkiego sam.

Podobnie rzecz ma się z kontrolą jakości. Zauważmy, że jakość czy też skuteczność analityka mierzona jest, jak to u rzemieślników, zasięgiem tzw. marketingu szeptanego. Niektórzy zlecający zwyczajnie wiedzą, że z danym analitykiem współpracuje się lepiej niż z innymi. Taki analityk polecany jest kolegom. Kompetentny analityk jest uważany za kompetentnego nie dlatego, że są na to dowody, lecz dlatego, że uważa się go za kompetentnego. Czy dobra opinia rzeczywiście przekłada się na „profesjonalizm” analityka? Naszym zdaniem nie. Pamiętajmy bowiem, że większość klientów niekoniecznie zainteresowana jest tym, jak analityk to robi, byleby to zrobił. Jeśli zleceniodawca jest zadowolony z pracy analityka, pomimo iż zleca mu wyłącznie proste, podstawowe i nie wymagające szczególnej wiedzy czy doświadczenia czynności, to wcale nie oznacza że analityk jest fachowcem. A jedynie to, że dobrze wykonuje proste czynności. Co by się stało, gdyby nagle musiał zmierzyć się z trudnymi? Czy utrzymałby wtedy swoją dobrą opinię?

Właśnie dlatego profesje wynalazły wielopoziomowe metody sprawdzania kompetencji grupy zawodowej, na różnych stopniach zaawansowania. Czy będą to kolejne certyfikaty, egzaminy czy pakiet koniecznych szkoleń bądź specjalizacji – samo ich posiadanie bądź udział, potwierdzony odpowiednią metodą sprawdzenia czego też zawodowiec zdołał się nauczyć, pozwala w pewnym stopniu powiedzieć: „Tak, ten człowiek ma odpowiednie przygotowanie do wykonywania takiej a nie innej pracy”. Dopiero to PLUS ów wyniesiony z rzemiosła marketing szeptany („Ten lekarz/prawnik jest lepszy niż tamten, bo…”), umożliwia w miarę racjonalną ocenę jednostkową. Dlatego też dopóki analiza danych nie dorobi się ram i kryteriów charakterystycznych dla kontroli jakości profesji, nie ma co liczyć na przemyślane i systemowe szkolenia, specjalizacje, ścieżkę rozwoju zawodowego oraz na to, że analityk o którym słyszeliśmy, że „dobry”, rzeczywiście dobry jest. Póki co nie możemy mieć co do tego żadnej pewności.

Znaczące różnice zauważymy też w sposobie długotrwałego akumulowania i dziedziczenia wiedzy analitycznej. Profesje mają to do siebie, że gromadzą wiedzę teoretyczną i praktyczną o zagadnieniu z różnych czasów. Zestawiają ją ze sobą, starając się wyłowić najlepsze i najbardziej skuteczne metody. Uczą swoich adeptów także tych technik, które uważane są za nieskuteczne po to, aby wiedzieli oni w przyszłości czego mają unikać. W końcu – przechowują tę wiedzę z pełną świadomością, że w przyszłości pojawią się nowicjusze, którzy też będą musieli z niej skorzystać.

Dla rzemieślników, wiedza historyczna nie ma przełomowego znaczenia. Liczą się umiejętności jednostkowe konkretnego praktyka, gdyż to na ich bazie powstaje dany produkt. Jak we wspomnianych w poprzedniej części średniowiecznych gildiach rzemieślniczych, z mentora na ucznia przekazywany jest tylko ogólny mechanizm działania a inicjatywa jakościowa leży w całości po stronie adepta.

Konsekwencje rzemieślniczego stosunku do wiedzy systemowej w analizie danych są, wbrew pozorom, katastrofalne dla tej dziedziny. Nikt właściwie nie wie, co przyszły analityk powinien umieć. Jakie zdolności są mu bardziej potrzebne a jakie miej. Z resztą odpowiedzcie sobie sami – czy ktoś kiedyś prosił was, abyście opisali swoje metody pracy? A wystarczyłoby, żeby – tak jak w przypadku profesji – nakłonić bądź przymusić analityków do podzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniem na piśmie i dystrybuować tę wiedzę zarówno pośród nowicjuszy jak i starych wyjadaczy. Tymczasem analitycy danych każdego dnia wyważają otwarte dni, starając się opracować metody, które już dawno opracował ktoś inny, tylko nikt nie zadbał o to, aby mógł się tą wiedzą skutecznie i możliwie jak najszerzej podzielić.

* * *

Analitycy danych mają bardzo wiele do zaoferowania osobom podejmującym decyzje, ale niemożliwość odniesienia ich pracy do jakichkolwiek istniejących profesjonalnych standardów, blokuje ich usługi przed skonsumowaniem. Porażka w profesjonalizowaniu się analiz prowadzi do serii fatalnych w skutkach konsekwencji:

  • zarówno kompetencje jak i obowiązki służbowe poszczególnych analityków radykalnie się od siebie różnią,
  • rola analizy danych w podejmowaniu kluczowych decyzji jest marginalizowana, pomimo iż potencjał tej dziedziny wskazuje na wiele więcej,
  • osoby podejmujące decyzje na podstawie wyników pracy analityków danych nie ufają wnioskom zawartym w wywodzie analitycznym, gdyż nie ma oficjalnych standardów na podstawie którym mogliby ocenić ich prawidłowość. Analiza jest wciąż wynikiem indywidualnych, rzemieślniczych umiejętności analityka a nie ujętą systemowo dziedziną pracy, której celem jest dostarczenie wyjątkowych informacji,
  • osoby decyzyjne nie są pewne czy analityk funkcjonuje w ramach jakichkolwiek stabilnych norm etycznych, co przekłada się w praktyce choćby na ograniczanie dostępu analityka do kluczowych informacji,
  • każda instytucja używa swoich własnych standardów związanych z rekrutacją i rozwojem zawodowym analityków. Różnice w tych standardach, pomiędzy każdym właściwie organem w strukturach którego pracują analitycy danych, są tak wielkie, że „na rynku” istnieje kilkadziesiąt różnych definicji podstawowych analityka, które nijak do siebie nie przystają,
  • stąd i ogromne różnice pomiędzy samymi analitykami: niektórzy koncentrują się na przetwarzaniu informacji i poszukiwaniu wzorców w małych, nie niosących dużych konsekwencji, zagadnieniach; podczas gdy inni analitycy uczestniczą w zaawansowanych pracach koncepcyjnych osób decyzyjnych, dotyczących długofalowych skutków zdarzeń poddawanych analizie,
  • sytuacja analityka w każdej instytucji jest niestabilna. Brak silnie wyodrębnionego systemu pracy, założeń wyjściowych czy możliwości kumulowania wiedzy, sprawia, że przy dowolnej zmianie personalnej czy strukturalnej w instytucji, zmieniać się będzie także sytuacja analityka danych. Każdy, bardziej bądź mniej kompetentny, manager będzie zarządzał zespołem analitycznym inaczej i po swojemu, bo nie istnieje odgórnie narzucony standard, który mógłby być wskazówką jak to zrobić.

Nikt systemowo nie czuje się odpowiedzialny za analizę danych, tak jak nikt nie czuje się systemowo odpowiedzialny za stolarzy czy cukierników. A jednak – o ile nieprawidłowo wypieczone ciasto może stać się przyczyną bólu brzucha, a stół o jednej krótszej nóżce będzie się kołysał – praca analityków może być podstawą do podejmowania krytycznych decyzji, jak na przykład tej o reakcji na rzekomą iracką broń masowego rażenia. Jeżeli więc dziś, przy udziale praktyków zawodu nie rozpoczniemy poważnych akademickich dyskusji o stopniowym profesjonalizowaniu zawodu analityka, jeśli nie opracujemy standardów rekrutacji, jednolitego systemu szkoleń i programu rozwoju zawodowego, kodu etyki czy systemu kontroli i rozliczania analiz i jeżeli nie zastosujemy ich odgórnie we wszystkich instytucjach i organach ścigania, nie mamy żadnych szans na czerpanie długofalowych profitów z tej nowoczesnej i skutecznej metody pracy.

Prawda jest taka, że już dziś w polskich środowiskach analitycznych podnoszą się głosy o całkowitym skorodowaniu idei, która przyświecała niegdyś implementacji analiz na polu walki z przestępczością. Bo żadna dziedzina, nie potraktowana wystarczająco poważnie, zawieszona w próżni pół-rzemiosła i pół-profesji bez wsparcia autorytetów i rozsądnych decydentów, nie przetrwa wyłącznie siłą rozpędu, wytrącanego latami przez brak jakichkolwiek standardów i nieposiadających wystarczających kompetencji zarządców, którzy mogliby je ustanowić. I jeśli to się nie zmieni niedługo obudzimy się z ręką w nocniku i przyznamy, że przez zaniechanie i zaniedbanie właściwie nic już z analiz nie zostało.

ŹRÓDŁO: Psychology of Intelligence Analysis, Intelligence Analysis: Turning a Craft into a Profession, Daczego Amerykanie nie znaleźli w Iraku broni masowego rażenia

Dodaj komentarz