Klątwa wyśrubowanych kwalifikacji

Każdy pracodawca ochoczo przytaknie pytany o to, czy posiada wykwalifikowany personel. Będziemy okrutni – slogan ten, charakterystyczny nie tylko dla biznesu ale też i dla organów porządku publicznego i mediów, w rzeczywistości nic nie znaczy i nigdy nie mówi prawdy. Szczególnie jeśli dotyczy organów ścigania i zatrudnionych w nich analityków. Zanim jednak stwierdzisz, że autor niniejszego artykułu właśnie uderzył w twoje mozolnie zdobyte kwalifikacje i zakwestionował profesjonalizm analityków w twoim miejscu zatrudnienia, poznaj tezę, która stała u podstaw sformułowania tegoż zarzutu:

Analitycy w twojej organizacji są tylko tak fachowi jak osoby korzystające z wyników ich pracy.

Spróbuj bowiem odpowiedzieć sobie sam – jaka jest wartość twoich szkoleń z wykorzystania unikalnych systemów bazodanowych i trudnych narzędzi do ich obsługi, jeśli twoja instytucja nie przetwarza tak dużych wolumenów danych, aby warto było poświęcać czas na ich przygotowanie i wsad do profesjonalnych repozytoriów? A nawet jeśli przetwarza, to tradycja nakazuje wydruk setek stron zestawień i analizowanie ich z wykorzystaniem tak wysublimowanego narzędzia jak kolorowy zakreślacz? Damy sobie rękę uciąć, że w opinii wielu twoich klientów informacje zaimportowane do bazy danych zwyczajnie znikają z tego świata i nic ich nie przekona, że nie tylko one wciąż tam są (chociaż ich nie widać), ale jeszcze da się na ich podstawie ustalić o wiele, wiele więcej, niż mozolnie przedzierając się przez nie z linijką i ołówkiem.

Szukajmy dalej – co z tego, że wiesz jak skutecznie i atrakcyjnie wizualizować w Calcu czy Excelu dane statystyczne na wykresach, jeśli w opinii twoich zleceniodawców takie określenia jak „większość”, „prawdopodobnie” czy „przeważnie” raczej obniżają wartość analizy niż ją podnoszą. Co z tego że umiesz, jeśli za każdym razem oczekuje się od ciebie odpowiedzi: „tak” bądź „nie”, „był” lub „nie był”, „34” lub „98” i krzywo patrzy na podejmowane przez ciebie próby wzmacniania prawdopodobieństwa wystąpienia pewnych zjawisk poprzez budowanie spójnego i logicznego łańcucha poszlak? I szybko zmienia temat kiedy objaśniasz, że w procesie komponowania linii oskarżenia do sprawy – dajmy na to – o przestępstwa finansowe, gdzie jedynie w wyjątkowych przypadkach organ ścigania dysponuje dowodem poświadczającym jednoznacznie o winie podejrzanego, tylko precyzyjnie poskładany w całość zestaw wielu przesłanek pozwala dostrzec cały mechanizm, zrozumieć go i udowodnić…

W końcu – co z tego, że wyposażono cię w drogie i wymyślne narzędzia, algorytmy i skrypty, jeśli większości z nich i tak nie używasz, gdyż twoja analiza ogranicza się do umieszczenia danych w tabeli, podliczenia ich i – ewentualnie – zaimportowania na diagram powiązań? Jak często cały twój wysiłek koncentruje się na przetwarzaniu informacji, to jest na doprowadzeniu bałaganu do względnie zrozumiałej formy oraz na ich wizualizacji? Jak często twoje sprawozdania składają się z kilku stron wstępu i kilkudziesięciu stron tabel lub ciągnących się kilometrami wydruków chronologicznych? Czy analiza naprawdę służy tylko do bardziej przystępnego prezentowania wszystkich informacji w jednym dokumencie?

Wszystkie te z życia wzięte przykłady prowadzą do gorzkiej konkluzji: analitycy polskich organów ścigania są w niektórych obszarach nadmiernie wykwalifikowani, w stosunku do potrzeb ich instytucji.

Formuła współpracy z analitykiem, uzależniająca stopień skomplikowania i finezji analizy od wiedzy i kompetencji zleceniodawcy, posiadającego przecież umiejętności i przygotowanie zupełnie innej natury, uniemożliwia jej wszechstronne wykorzystanie. Można by rzec, że obowiązkiem analityka powinno być zaszczepienie w klientach pasji do eksperymentowania i sięgania po rozwiązania nieszablonowe i nowatorskie. A jednak – staroświeckie podejście do hierarchii, podległości i rutyny służbowej, tak odmienne od sprężystości jaka powinna cechować data science, oraz wynikający z tego brak zaufania i praktyka izolowania od siebie poszczególnych gałęzi pracy śledczej, skutecznie i od lat studzą zapał do wprowadzania zmian i pacyfikują tych, którzy próbują.

2 Responses to “ Klątwa wyśrubowanych kwalifikacji ”

  1. Wcale tak być nie musi

  2. Arcyprzekwalifikowanymalkontent

    Problem w tym, że za wyśrubowanymi kwalifikacjami idą zamrożone na dłuuuugie lata dodatki służbowe. To zaś skutecznie studzi zapał do pracy.

Dodaj komentarz