Jak być lepszym sceptykiem?

Adepci tej sztuki uczeni są tego, w jaki sposób rozumieć to co wiedzą oraz – co ważniejsze – to czego nie wiedzą. Dostrzegania różnicy pomiędzy posiadaniem wiedzy a jej interpretowaniem i wyciąganiem z niej wniosków. Przenosząc to na nasze poletko: co z tego, że funkcjonariusze przynieśli nową wiedzę? Co z tego, że świadek koronny zdradził kilka tajemnic? Co z tego, że uzyskaliśmy doskonałe informacje, jeśli nie będziemy umieli określić ich wiarygodności, odsiać „śmieci” a reszty poprawnie zinterpretować i użyć? I kto właściwie jest winien temu, że zazwyczaj nie umiemy?

Czy zauważyliście, że w naszej strefie kulturowej sceptycyzm jest, jeśli nie potępiany, to po prostu przemilczany? Wychowuje się nas w duchu zaufania do danych pochodzących z otoczenia, jednocześnie odbierając nam jedyną skuteczną broń przeciwko nieprawdziwym informacjom. Krytycyzm nazywa się negacją, sceptycyzm – podejrzliwością. I jedno i drugie uważa się za przejaw ekscentryzmu i nierzadko traktuje pobłażliwie. Bo w naszym świecie dobrze jest być otwartym entuzjastą któremu się „chce”, a nie kimś kto wciąż coś kwestionuje i zadaje pytania. Takich ludzi uważa się za pasywnych i pozbawionych energii. Ludzi, którzy nie tylko nie są motorem postępu a czasami wręcz go hamują. Dlaczego?

Większość z nas jest nadwrażliwa na krytykę i tylko w wyjątkowych przypadkach udaje nam się schować nasze „ego”. Trudno jest nam zaakceptować, że ktoś poddaje pod wątpliwość efekty naszej ciężkiej pracy. I jeszcze dostarcza na to dowodów! Dlatego czasem, w wypaczonym poczuciu odpowiedzialności za nią, chronimy ją przed oczami sceptyka – tak profilaktycznie. Na wypadek, gdyby miał dojść do zupełnie innych wniosków niż my albo zadać niewygodne pytania.

Sceptyka łatwo jest ubezwłasnowolnić. Wystarczy go używać niezgodnie z jego przeznaczeniem. Zlecać mu zadania, które nie wymagają od niego samodzielnego myślenia. Dać mu narzędzia do pracy z informacją, ale nie dać mu informacji. Nałożyć na niego tyle obowiązków, aby czuł ulgę, że nie musi w nic wnikać. Wkrótce sam przestanie być sceptykiem, bo zatraci umiejętność kwestionowania rzeczywistości. Na szczęście celowe działanie tego typu zdarza się rzadko.

Najczęściej zwyczajnie nie wiemy co ze sceptykiem zrobić. Tyle lat nas uczono, że mamy być proaktywni, inicjatywni, mamy rozwiązywać problemy. Najzwyczajniej w świecie zapomnieliśmy, że aby je rozwiązać musimy je najpierw dostrzec. I to nie tylko te oczywiste, z pierwszego rzędu. Dlatego nie rozumiemy po co nam w zespole ten sceptyk i używamy go tak, jak nam się wydaje że jest dobrze. Czyli źle. Za pomocą sceptyka realizujemy naszą cywilizacyjną manię posiadania informacji, uważając go za receptę na ich przeładowanie. A potem, kiedy on w panice próbuje je uporządkować, dziwimy się, że sceptyk nie działa i zastanawiamy, czy w ogóle jest nam potrzebny.

Jak więc w takich warunkach być lepszym sceptykiem? Po pierwsze zdać sobie w końcu sprawę z tego jaka naprawdę jest nasza rola. I po drugie – zaproponować swoje standardy tym, którzy tych standardów nie znają. A tych, którzy nie chcą ich zaakceptować zostawić samym sobie i pozwolić im nie widzieć swoich własnych błędów. Jak się na nich potkną – przyjdą po pomoc.

Czy wiecie, że CIA ma własne określenie na sceptycyzm? Nazywa go intelligence analysis. Co ma piernik do wiatraka? Analityku, możesz odetchnąć, bo ty już na pewno wiesz.

ŹRÓDŁO INSPIRACJI: How to Be a Better Skeptic This Year, According to the CIA and Socrates

Dodaj komentarz